Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

noc ciemnościami schadzek twych zbrodniczych zakryć, ani dom ścianami głosu sprzysiężenia twego zawrzeć nie może? Kiedy wszystko na jaw wychodzi, wszystko się rozgłasza? Odmień już swoje zamysły, wierzaj mi, wybij sobie z głowy morderstwa i pożogi: obskoczonyś ze wszech stron: są nam jaśniejsze nad słońce wszystkie twoje zamiary, które tu ze mną przywiedź sobie na pamięć. Czy przypominasz sobie com powiedział w senacie 21 października, że pewnego dnia, a dniem tym miał być 27 tegoż miesiąca, K. Malliusz, twój towarzysz i pomocnik twego zuchwalstwa, powstanie z orężem w ręku? Alboż mnie, Katylino, omyliło moje uwiadomienie nie tylko o tak szkaradnym, niepodobnym do wiary wypadku, ale, co nierównie dziwniejsza, o dniu na to przeznaczonym? Powiedziałem także w senacie, żeś dzień 28 tegoż miesiąca naznaczył na wyrżnięcie przedniejszych obywateli; i w ten dzień właśnie wielu z nich wyniosło się z Rzymu, nie tak dla ocalenia siebie, jak dla pohamowania twoich zamachów. Ażali możesz zaprzeczyć, że tego samego dnia tak byłeś strażami memi dokoła otoczony, tak cię pilnowałem; żeś się ani ruszyć mógł przeciw Rzeczypospolitej? a po ustąpieniu innych dałeś się z tem słyszeć, iż dość ci na tem że ja, który pozostałem, gardło położę. Kiedyś się spodziewał ubiedz Preneste nocnym napadem pierwszego listopada, czyliż nie postrzegłeś że ta osada odebrała z mego rozkazu mocną załogę? Cokolwiek działasz, cokolwiek knujesz, cokolwiek myślisz, niemasz nic takiego, czegobym nie tylko nie słyszał, ale nawet nie widział, i prawie ręką nie dotykał.
IV. Przypomnij sobie nakoniec noc onegdajszą, a zrozumiesz że ja pilniej czuwałem nad ocaleniem, niż ty na zgubę Rzeczypospolitej. Powiadam że nocy onegdajszej przyszedłeś na ulicę Kośników, jaśniej powiem, do domu Lekki, że tamże zeszło się wielu szaleństwa i łotrostwa twego towarzyszów. Czy śmiesz zaprzeczyć? czemu milczysz? przekonam cię, jeśli zaprzeczysz; widzę albowiem tu w senacie kijku z tych, co tam z tobą byli. O! bogowie nieśmiertelni! gdzież jesteśmy? w jakiem mieście żyjemy? jaką Rzeczpospolitę mamy? Tu, tu, pomiędzy nami, senatorowie, w tem na całej kuli ziemskiej najświętszem i najdostojniejszem zgromadzeniu, są tacy, którzy o zgubie mojej, nas wszystkich, o zburzeniu Rzymu, a zatem całego świata zamyślają. Na nich ja konsul patrzę, w sprawach Rzeczypospolitej o zdanie ich pytam, i których należało zgładzić że-