Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Wystąpił problem z korektą tej strony.

rzowi Oppianikowi, już potępionemu i zmarłemu, w ofierze nie przynieśli.
LXXI. Gdyby w tym sędzię jakie nieszczęście pomimo jego niewinności spotkać go miało, musiałby, sędziowie, ten niefortunny człowiek, jeśliby zdobył się na trudną odwagę zachowania życia, często i mocno narzekać, że przejęto niegdyś ową Fabrycyuszową truciznę. Gdyby jej wtenczas nie odkryto, nie byłaby truciznę, dla tego człowieka znękanego taką niedolą, ale na tyle cierpieli lekarstwem; możeby nawet matka szła za jego pogrzebem i udała że opłakuje śmierć syna. Co mu teraz po życiu z zasadzek uratowanem, jeżeli je ma we łzach i smutku przepędzić, a po śmierci w grobie ojca nie spocząć? Dość długo, sędziowie, żył w nieszczęściu, przez dość długie lata cierpiał z przyczyny nienawiści. Nikt prócz matki nie był tak zawziętym jego nieprzyjacielem, żeby nie nasycił jeszcze swej zapalczywości. Wy, którzy dla wszystkich jesteście sprawiedliwymi, którzy każdego najokrutniej prześladowanego najłaskawiej podźwigacie, ratujcie A. Kluencyusza, odeszlijcie go bez szkody do jego miasta municypalnego, oddajcie go sąsiadom, krewnym, przyjaciołom, których troskliwość o los jego widzicie, zobowiążcie go sobie i dzieciom swoim na zawsze. Do was to należy, sędziowie, i przystoi waszej łaskawości: słusznie żądamy od was, żebyście tak zacnego i niewinnego człowieka, wielu ludziom miłego i drogiego, z tak ciężkiej niedoli nakoniec uwolnili, aby wszyscy poznali że na zgromadzeniach ludu nienawiść, w sądach prawda ma miejsce.