Po wichrze deszcz się spuścił, i gdy pola moczył, Bramin kiedy narzędzie dane sobie zoczył, Rzekł: ukryję się pod tem, co mi dały duchy; Wzniosł nad siebie, i został wśród ulewy suchy. Więc patrząc na tak zdatną żądz dogodzicielkę, Wielbił dawcę, i chwalił dogodną umbrelkę. Wtem słyszy odgłos w grzmocie: Ucz się z małej rzeczy, Co masz czynić, jak czynić, i co mieć na pieczy. Wiatry, są namiętności dzielne i burzliwe: Deszcz rzęsisty; przygody życia nieszczęśliwe: Zbytnie słońca upały; pomyślność gdy wielka. Uczyni to roztropność, co teraz umbrelka.
XIII. Lew i Osieł, (z Fedra.)
Kiedy dmie głupi, śmiech z wzgardą zyska. Wziął raz lew osła do stanowiska, I okrył liściem, Żeby za przyjściem Zwierzęta go nie poznały, A gdy ryknie, uciekały, A on je miał brać wówczas utajony. Co miał czynić, nauczony, Jak jął spiewać po swojemu, Taki dał połów lwu obżartemu, Iż mu za to podziękował. I masz za co, rzekł osieł, bom ja sam polował. Żebyś nie był tak głupim, nie byłbyś zuchwały, Rzekł zwierz wspaniały. Zażyłem cię dlatego, iż jesteś straszydło, Skryłem postać obrzydłą; A żeś jet hardy, z tego teraz wniosłem: Iż osieł, choć z lwem, przecie zawsze osłem.
XIV. Szczygieł i Kos.
Po nad wrzosem Szczygieł z kosem Powadzili się o to, kto z nich lepiej śpiewa. Koło drzewa Widząc, iż się przymyka, Zdali sąd na ptasznika: Ten przyjaźni zadatki Chcąc dać, prosił do klatki. Ale i kos i szczygieł powiedzieli na to, Lepsza zwada na dworze, niż zgoda za kratą.
XV. Filozof i Chłop.
Wielki jeden filozof, co wszystko posiadał, Co bardzo wiele myślał, więcej jeszcze gadał, Dowiedział się o drugim, który na wsi mieszkał. Nie omieszkał I kolegę odwiedzić, I od niego się dowiedzić Co umiał, i skąd była ta jego nauka. Znalazł chłopa nieuka. Bo i czytać nie umiał, a więc xiążek nie miał. Oniemiał. A chłop w śmiech: moje xięgi (rzekł) wszystkie na dworze. Wół, co orze, Sposobi mnie do pracy, uczy cierpliwości: Pszczoła, pilności: Koń, jak być zręcznym: Pies, jak wiernym i wdzięcznym: A sroka, co na płocie ustawicznie skrzeczy, Jak lepiej milczeć, niźli gadać nic do rzeczy.
|
XVI. Kuglarze.
Dosyć się to często zdarza, Bywa kuglarz nad kuglarza. Jeden z nich, a jest nie mało, Żwawo i śmiało Pokazywał, co może, Zjadał łyżki i noże. Z gałek ciasta robił grosze, Karty przemieniał w kokosze. Co chciał stawiał, co chciał zmykał, Usta kłódkami zamykał, Kuropatwy robił z chleba; Zgoła był takim, jak trzeba: Bawił, dziwił od tygodnia: Wszedł drugi i powiedział, ja się zowię zbrodnia. Rzekł zatem do pierwszego, kolego i bracie: Na rzemieśle się nie znacie: A wy, co mnie widzicie, Patrzcie, cuda ujrzycie. Oto zwierciadło, Co wszystko zgadło. Zbliżył się szpetny, ujrzał postać miłą: Przyszedł garbaty, i garbu nie było; Każdy z pociesznym odszedł zadatkiem, Kto nie miał zębów, znalazł dostatkiem: Poczerniałe, Były białe, Stara baba, będąc młodą, Pocieszyła się urodą. Wszyscy sprawcę uwielbiali, Wszyscy razem zawołali. Oto zwierciadło, Co wszystko zgadło.
Dał lichwiarzowi w rękę pełen kaszy garnek: Skoro wziął, tyle groszy było, ile ziarnek: Glina, postać przybrała okutej szkatułki. Otworzył stratny, znalazł pozew i pigułki: Rzucił; porwał ją złodziej, i brzęczała złotem. Ale gdy odbił zamek z niezmiernym łoskotem, Przestraszył go natychmiast widok niespodziany, Złoto znikło, znalazł się stryczek i kajdany.
Stawił butelek parę szampańskich, Oto, rzekł, extrakt obietnic pańskich. Zrazu nic w nich nie było: Cóż się potem zjawiło? Oto coś, jak się zaczęło burzyć, Mięszać, przewracać, pienić i kurzyć, Szelest zrobił się wielki, Pękły obie butelki: I znowu nic nie było. Gdy to wszystkich dziwiło, Jakieś dziwackie jął odprawiać szepty, Jak grad na stolik leciały recepty. Wziął jednę zdrowy, czytał, i słabo mu było: Wziął chory, nic nie znalazł, i to uleczyło, Spazmatyczna, co tam stała, To na swojej wyczytała: Chcesz nie być chora? Strzeż się doktora.
Zmienił modne kornety, w worek wypróżniony; Zrobił pierścień z pszenicy, a kufer z karbony.
|