Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dotykiem gorących dłoni. Nie było tego wiele. W sam raz, by przerzucić przez belkę i pętlę przełożyć.
Głośno zatrzeszczały zmarznięte deski wozu pod ciężarem. Gdy już stał pewnie, nie śpiesząc się sięgnął po zwisającą pętlę i zacisnął ją lekko na szyi. A wtedy odepchnął się nogami i skoczył.
Sznur naprężył się i zatrzeszczał. Nogi jednak nie sięgnęły klepiska. Brakowało nie dużo. Może ćwierć łokcia. Ale to wystarczyło, by już nigdy chodzić po ziemi nie mogły.


∗             ∗

Miało się już ku wieczorowi, gdy gospodarz Jan Sobczak przyszedł do stodoły narżnąć sieczki i znalazł wisielca. Najpierw splunął, potem przeżegnał się, a potem pobiegł po swoją babę, by uradziła, co z takiem zdarzeniem zrobić.
I uradzili: tajemnicę zachować, policji ani sołtysowi nie meldować, kłopotów na swoją głowę nie napytywać.
Gdy się zmierzchło, wziął Jan Sobczak na ramię sztywny ciężar i ruszył do Wisły. Blisko było, nawet się nie zmęczył. A tam z wysokiego brzegu ciężar do wody zrzucił.
Gęsto płynęła kra i trup zaraz pod nią się zanurzył. Jan Sobczak zdjął czapkę i szeptem powiedział:
— Wieczne odpoczywanie racz mu dać Panie...
Ale rzeka nie znała odpoczynku. Pędziła naprzód, niecierpliwa, bulgocząca, zwijała się w wiry, grzechotała krami.

KONIEC