Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

taniny. I gromnice przydały się. Na stoliku przykrytym białą serwetką ustawiono je po obu stronach małego czarnego krucyfiksu. Żółte płomyki paliły się jasno.
Ksiądz dał znak ręką, wskazując Murkowi miejsce przy wezgłowiu i zaczął swoje obrzędowe modlitwy. Nie miał książeczki i mówił je z pamięci. Lecz, czy pamięć go zawodziła, czy wzruszenie pomieszało łacińskie słowa, modlitwa urywała się raz po raz, a kościelny w każdej pauzie na wszelki wypadek dopowiadał „amen“.
Pod drzwiami skulona na klęczkach szlochała pani Lipczyńska.
Murek czuł na dłoni lekki uścisk drobnej ręki Miki. Była zupełnie przytomna i nikły uśmiech nie schodził z jej twarzy. Teraz powtarzali za księdzem sakramentalne słowa:
— ...biorę sobie ciebie za małżonkę...
I dalej. Usta Miki ledwie się poruszały, lecz taka była cisza w pokoju, że i ten ledwie dosłyszalny szept wszyscy słyszeli.
Przy słowach: „i że nie opuszczę cię aż do śmierci“, — skonała. Nieco wyżej uniosły się piersi w oddechu i głowa bezwładnie osunęła się nabok. Tylko koło ust pozostał ten sam pogodny uśmiech.
Wszyscy poklękali i tylko ksiądz odwrócił się od nich: kończył obrzęd ślubu, biorąc obecnych na świadków wobec Boga i ludzi, że tych dwoje połączył sakramentem małżeństwa.