Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przejmował się jej nastrojami, irytowała go jednak świadomość, że Tunka wciąż myśli o Szułowskim.
Wreszcie zatelefonował do doktora Sążnia i powiedział:
— Jest tam u pana pacjent Szułowski. Otóż włóczy się on stale po całem uzdrowisku, co mi się nie podoba. Jeżeli jest chory, to powinien być zamknięty.
— Nie, panie dyrektorze — odpowiedział lekarz. — Wskazana jest dla niego jak największa swoboda.
— Ale ja sobie tego nie życzę! On mi wystrasza kuracjuszów swoją grobową miną i makabrycznym wyglądem. Zresztą tu nie może być dyskusji. Albo pan go zamknie, albo proszę go wypisać. Niech sobie jedzie, gdzie chce.
— Zamknąć nie mogę. Byłoby to świadome szkodzenie zdrowiu pacjenta. Wobec tego wyślę zawiadomienie do jego matki. Tylko doprawdy nie wiem, jakie podać motywy...
Murek oburzył się:
— Panie doktorze, od tego się zajmuje kierownicze stanowisko, by dla dobra przedsiębiorstwa umieć znaleźć to, co trzeba. Dowidzenia i mam nadzieję, że za tydzień zawiadomi mię pan o wyjeździe Szułowskiego z Medany.
Położył słuchawkę, nie chcąc słuchać dalszych objekcyj Sążnia. Nazajutrz jednak przekonał się, że lekarz ten nie umiał ustępować.
Mianowicie, przy obiedzie Tunka zapytała:
— Czy to prawda, kochanie, że kazałeś usunąć pana Szułowskiego?
— Prawda — odpowiedział marszcząc brwi.
— Spotkałam doktora Sążnia i martwi się z tego powodu.
— Na zdrowie, niech się martwi.
— Ale Szułowscy są w złych warunkach materjalnych. Nie stać ich na żadne dobre sanatorjum.
— Cóż na to poradzę — wzruszył ramionami. — Pieniędzy im nie dam.
— A właśnie o to chciałam cię prosić.