Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że ich pragnęłam, że nie zaznałabym spokoju, gdybym ich nie usłyszała...
— Pewno inni ludzie też ci ich nie żałowali — zaśmiał się pogardliwie.
— Inni?... Może. Ja musiałam je usłyszeć od ciebie. I jeżeli proszę cię o łaskę, jeżeli proszę, byś był wspaniałomyślny i został, to nie dlatego, że mam nadzieję dostać jałmużnę pobłażliwości, czy litości. Nawet nie marzyłam o tem. Zdawałam sobie sprawę, że obudzę w tobie tylko wstręt. I dobrze. Inaczej być nie mogło. Ale pomimo wszystko, pozwól mi mówić!
— Słucham — odpowiedział krótko.
Nira uchyliła drzwi do pokoju:
— Wejdźmy tam. Tak trudno mi stać.
Wzruszył ramionami, lecz wszedł za nią. Usiadła naprzeciw niego i po dłuższem milczeniu, powiedziała:
— Byłam nietylko zła, nietylko nikczemna, nietylko brudna: byłam szalona. Bo moje życie nauczyło mnie, że zło, i brud, i nikczemność są szaleństwem. Obłędem! Pragnęłam się nasycić, upoić się życiem, a życie rozumiałam tak, jak żarłoczne zwierzę. Nie wiedziałam, że mogę zapragnąć kiedyś powrotu, że w przeszłości znajdę coś, bodaj jedno źdźbło, za którem zatęsknię. To było obłąkanie!
Uśmiechnęła się smutno:
— Jak to trudno wypowiedzieć! Przez tyle nocy, przez tyle nocy układałam sobie to, co ci mówię teraz. I czasami nawet zaczynałam wierzyć w rozgrzeszenie. O, nie z twoich ust. W rozgrzeszenie, które zapisze się dla mnie gdzieś nad naszemi głowami, wysokie i niewidzialne, ale tak potężne, że opłynie mnie ze wszystkich stron, jak kojące, chłodne i czyste powietrze... Nie wiem, czy to jest zuchwalstwo, czy tylko błaganie istoty bardzo słabej i bardzo nieszczęśliwej...
Głos jej zadrżał: