Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak się tem przejmujesz, jakbyś nie był tam płatnym prokurentem, lecz conajmniej współwłaścicielem.
Na szczęście mówiła to żartem i nie posunęła swej ciekawości do przeprowadzenia wywiadu. Murek ukrywał przed nią starannie swoją istotną pozycję w Medanie, a ona nie interesowała się tem wcale. Miała nareszcie spokój, beztroskie życie, miała dużo pieniędzy i dom, który lubiła, całe też dnie spędzała na strojeniu się, na upiększaniu mieszkania i siebie, na przesiadywaniu w kawiarniach i w kinach. Od lat marzyła o takiem wytchnieniu i o takim dostatku, to też zanurzyła się teraz w tem spokojnem życiu i zdawała się nie pamiętać swego dawnego koczowniczego, drapieżnego i wiecznie czujnego bytowania.
Dlatego, jak grom z jasnego nieba, spadła na nią wiadomość o grożącej katastrofie.
Późnym wieczorem zadzwonił telefon. Murek podniósł słuchawkę. Z jego słów nie mogła wywnioskować z kim rozmawia i o czem. Powiedział kilka razy „tak“, kilka razy „nie“, później z naciskiem zapewniał, że „nastąpiły zmiany“, wreszcie umówił się z kimś na jutrzejszy ranek. Arletka nie zwróciłaby na ten telefon żadnej uwagi. Podobnych miał wiele. Lecz, gdy odwrócił się do niej, był blady, jak trup.
— Franku! Co ci jest? — zawołała przestraszona.
— Nic — odpowiedział przez zęby.
— Otrzymałeś jakąś złą wiadomość?
Nie chciał o tem mówić, lecz pod naciskiem jej pytań, wybuchnął wreszcie:
— Bardzo złą!
— Więc nie ukrywaj tego przedemną! Czaban zbankrutował?
— Ach, nie! Co mi tam Czaban!
— Więc komuniści znowu?... Czy coś z policją?
Po dłuższej pauzie wydobył z siebie: