Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jedno i drugie.
— Jakto?
— Nie męcz mnie, Arletko! — krzyknął nagle z rozpaczą. — Daj mi się zastanowić!
— Zastanowimy się razem — nalegała. — Powiedz tylko, co się stało?
— Ach! Co się stało, co się stało! Stało się to, iż wszystko skończone! Komuniści wykryli wszystko i postanowili wydać nas policji...
— Nas
— Nas, bo i ciebie. Wyszpiegowali, żeś to ty zanosiła Kuzykowi fałszywy rozkaz partyjny!...
Spojrzał na nią. Zmieniła się w oczach: twarz jej ściągnęła się, zacięte usta i zwężone powieki nadały jej wygląd skupiony i drapieżny.
Nagle odezwała się zimnym, stanowczym głosem:
— Nie traćmy czasu. Czy sądzisz, że jest ktoś pod bramą?
— Skądże mogę wiedzieć?
— Więc ubieraj się. Gdzie twój drugi rewolwer?... Niema poco zwlekać. Musimy natychmiast wyjechać z Warszawy.
— Dokąd?
— Wszystko jedno dokąd. W stronę jakiejś granicy.
Murek zaczął ją uspokajać: wprawdzie jest niebezpieczeństwo, ale nie grozi ono natychmiast. Może jeszcze da się jakoś zażegnać... Arletka jednak była zdania, że szkoda nerwów i wysiłków. Lepiej raz z tem skończyć, wyjechać, zatrzeć za sobą ślady i mieć spokój. Wielu perswazyj musiał użył, zanim zgodziła się zaczekać na wyświetlenie sytuacji.
W nocy przyszła do pokoju Murka i stwierdziwszy, że on nie śpi, rozczuliła się: