Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sam niewolnikiem rozsądku, jest pan człowiekiem kulturalnym, wykształconym, pozatem względy materjalne przemawiają za panem, a nadto lubię pana, chociaż widzę wiele jego wad. To mi wystarcza.
— Dziękuję pani przynajmniej za... pobłażliwość.
— Jeszcze nie skończyłam. I proszę mnie wysłuchać, bo moja zgoda uwarunkowana jest pewną klauzulą, a nie wiem, czy nie będzie ona dla pana nie do przyjęcia. Ponieważ zaś ja od tej klauzuli odstąpić nie mogę, wszystko zależy od niej.
— Jakaż to klauzula? — zapytał szczerze zdziwiony.
— Widzi pan — odpowiedziała z namysłem — uważam, że żadne z nas nie ma nietylko prawa, ale nawet i potrzeby wtrącania się do przeszłości drugiej strony. Dla uspokojenia pana, dodam, że ja osobiście nie miałam żadnej przeszłości, przynajmniej zaś takiej, któraby mogła wywołać niezadowolenie przyszłego męża. Może to nie jest istotne, może pan nie przywiązuje do tego żadnego znaczenia, ale poprostu stwierdzam fakt. Oczywiście wiem, że pan zgodnie zresztą z uznanemi przywilejami mężczyzny, przeżył nie jeden romans. I to mnie nie obchodzi wcale. Natomiast ze względów poprostu ambicjonalnych — i to jest mój warunek — żądam, by zerwał pan ze swoją obecną kochanką.
Murek zmieszał się:
— Jakto? O kim pani mówi?...
— Ach, nie wiem, jak się ona nazywa. Wiem natomiast, że łączy pana z nią stosunek... trwały. O, proszę nie myśleć, że szpiegowałam pana. Na to nie trzeba być detektywem. Wystarczy zwykła, całkiem przeciętna spostrzegawczość kobieca. Szereg drobiazgów niedostrzegalnych napozór, dla nas, kobiet ma swoją wymowę. Zresztą ona ostrzegała mnie o swojem istnieniu. Ostrzegała systematycznie i stale.
Tunka uśmiechnęła się, widząc błysk gniewu w jego oczach.