Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie należy do sprawy. Teraz chodzi o was. Otóż przyjmujemy do wiadomości, że zgadzacie się ułatwić nam zbadanie waszej prawdziwej czy fałszywej niewinności w tej sprawie. Sprawdzimy wasze alibi, zetkniemy was z tymi, którzy mogą coś wiedzieć, a tymczasem wy musicie znowu zapuścić zarost. I zastrzegam, że obowiązani jesteście stawić się na każde wezwanie. A jeżeli przyszłaby wam ochota... wyjechać, to pamiętajcie, że partja ma dłuższe ręce, niż wy nogi.
— Nie obawiajcie się za mnie. Sam żądam wyświetlenia prawdy — odpowiedział Murek — a i bez waszego upomnienia zawsze byłem, jestem i będę do dyspozycji władz partyjnych.
— No, to możecie iść. Nie zatrzymujemy.
— Dobrze, ale oddajcie mi rewolwer.
— Bierzcie — wskazał mu leżący na stole browning towarzysz Zimny.
Murek, nie śpiesząc się, sprawdził bezpiecznik, schował broń do kieszeni, kiwnął głową i wyszedł. W warsztacie nikt nań nawet oczu nie podniósł, na ulicy natomiast szofer stojący przy taksówce, nieznacznie zastąpił mu drogę i powiedział, nie obwijając w bawełnę:
— Nie mogę was puścić bez rozkazu. Zawróćcie i niech tu przyjdzie z wami Zimny.
Zimny jednak widocznie sam przypomniał sobie o wydanym szoferowi rozkazie, gdyż właśnie uchylił drzwi i skinął mu głową.
— To było aż tak źle — pomyślał Murek, odchodząc w stronę śródmieścia, i uprzytomnił sobie, że właśnie na Skierskiej przed dwoma laty jedna z piątek rozprawiła się z dwoma prowokatorami. Niedaleko stąd znajdowały się wielkie zsypiska śmieci, w których nocami zakopać można było trupy bez obawy wykrycia ich przez policję.
Naprężone do ostateczności podczas przesłuchania nerwy Murka rozdygotały się nadobre. Szedł coraz szybciej,