Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się nie podobał. Dużo znacie takich kobiet, którym się podoba?
— A macie jaką swoją fotografję z tą brodą? — odezwał się krzywonosy.
— Nie mam. Sami wiecie, że należąc do partji lepiej nie fotografować się.
Krzywonosy mrugnął ku Zimnemu i obaj odeszli w kąt, gdzie przez chwilę szeptali ze sobą, poczem Zimny zwrócił się do Murka:
— Nie miejcie do nas żalu, towarzyszu Garbaty. Sami rozumiecie, że partja musi takie rzeczy dokładnie zbadać. Wasze nieszczęście, że niektóre okoliczności przemawiają przeciw wam. Inne znowuż świadczą za wami. Ale pewności jeszcze niema.
— Więc dlaczego traktujecie mnie, jak jakiego prowokatora, czy konfidenta policyjnego?
— Tak was nie traktujemy. To nieprawda.
— A któż to mówił, towarzyszu Zimny, że od dawna miał mnie na oku?
— Nie zaprzeczam. Kazałem dawniej was śledzić, bo dziwne było skąd macie nagle forsę. Nie dla mojej ciekawości, ale dla dobra partji to robiłem i chyba nie weźmiecie mi tego za złe. Przekonałem się, że nie macie kontaktu z policją i cieszyłem się z tego. Ale nie cieszyłem się, żeście się odsunęli od roboty rewolucyjnej i że zajmujecie się wróżbami, czyli procederem niegodnym uczciwego proletarjusza, ani tembardziej świadomego komunisty. I to wam w oczy zarzucę, jak i to, że przestajecie z burżujami. Kto raz zasmakuje w burżujskiem życiu, ten już dla nas stracony...
— Nie sądzę tak — przerwał Murek — niby to nie wiecie, jak żyje góra partji? Towarzysz Szeps i towarzysz Bigelsztajn, towarzysz Bazyluk i sam towarzysz Kurmski.
Twarz Zimnego spochmurniała:
— Co powiem, a czego nie powiem, to moja rzecz. I to