Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Cicho, towarzysze! — wskoczył między nich krzywonosy. — Bez awantur!
— Więc, co to za szopka? — oburzał się Murek. — Macie co przeciw mnie? Uważacie mnie za prowokatora, za szpicla, za zdrajcę? To jazda, gadajcie. Co ja zrobiłem?
— To się pokaże — mruknął Zimny.
— Spokojnie, towarzyszu Garbaty — zaczął krzywonosy. — Samiście sobie winni, bo my wiemy, żeście szczery członek partji, ale dlaczegoście tak nagle ogolili brodę?
— Nie wolno mi?
— Wolno, ale wolno wam też odpowiedzieć, kiedy was poludzku pytają.
— Ogoliłem, bo kobiecie to nie podobało się. Wielka mi tajemnica! Ale i ja was poludzku pytam, o co mnie oskarżacie?
— O nic. Prowadzimy dochodzenie. Robimy to z rozkazu władz partyjnych, których i wy musicie słuchać, i my. Dlatego myślę, że zechcecie odpowiadać spokojnie na pytania. Nie?
— Pytajcie.
— Czy znaliście stolarza Kuzyka?
— Bardzo dobrze znałem. U niego kiedyś ukrywałem się. To dzielny człowiek i bardzo dla mnie życzliwy. Wiele mu zawdzięczam.
— A wiecie, że on nie żyje?
— Nie wiem. Czytałem w gazetach, że był ranny.
— A kiedyście go ostatni raz widzieli?
— Dokładnie nie pamiętam. Chyba ze dwa lata temu.
— A może teraz, niedawno?
— Nie. Dwa lata najmniej.
Krzywonosy umilkł, natomiast Zimny zapytał:
— A co was łączyło z Piekutowskim?