Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc pani bawi się w filantropję? Jakże? Sierotki, czy staruszki?
Zaśmiała się i zmieniła temat rozmowy. Potem zabrała się do przygotowania posłania dla Murka na tapczanie.
— Proszę się rozbierać i kłaść spać — zakomendrowała. — A ja muszę ubierać się. Mam w szpitalu jednego chorego, który bardzo się cieszy, gdy przyjdę trochę wcześniej. Po operacji biedak cierpi na bezsenność. Niech pan tu się czuje, jak u siebie w domu. W śpiżarni znajdzie pan mleko i jajka, a bułki i coś jeszcze przyślę przez dozorczynię. Bo ja będę mogła wrócić dopiero o dziewiątej wieczorem. Oczywiście zastanę pana?
— Tak sądzę. Ale od siódmej rano do dziewiątej wieczór! Kto widział tak pracować.
— No, mam przerwę na obiad. Między szpitalem i lecznicą.
— A obiad je pani w szpitalu?
— Nie, na mieście.
— Więc może spotkamy się i zjemy razem? — zaproponował.
Mika zmieszała się.
— Ach, nie... Widzi pan, ja nie będę sama.
— A, przepraszam, w takim razie...
Wahała się chwilę i wreszcie zdecydowała się:
— Bo ja... Ja jestem zaręczona. I właśnie z Tomkiem, z moim narzeczonym... Zawsze razem jemy obiad.
Murek mimowoli obejrzał się na fotografję:
— Bardzo przystojny i elegancki młody człowiek — zauważył konwencjonalnie.
— Muzyk. Wielki talent. Wszyscy znawcy przepowiadają mu piękną przyszłość.
— Pianista?
— Nie, skrzypek. Fenomenalny talent. Ach, pan go posłucha, to sam pan się przekona. Nie było jeszcze tak mięk-