Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tutaj nic nie znajdziemy, jutro zbadamy brzeg w tamtą stronę.
Posuwając się zwolna milczeli przez przeszło kwadrans, gdy nagle na jednym z postojów, Czaban dostrzegł dziwną zmianę w twarzy Murka.
Brwi podniosły się, powieki przykryły oczy, w rysach wyraziło się skupienie. Jednocześnie ręka z tajemniczym aparatem zatoczyła krąg, poczem wahając się od prawej do lewej strony, zatrzymała się w środku.
— Tu jest największe przesilenie — szepnął Murek.
— Co to znaczy? — również szeptem zapytał Czaban, chociaż nikogo w pobliżu nie było.
— To znaczy, że znajdujemy się niedaleko od jakiegoś ukrytego przedmiotu.
— Od jakiego?
— Nie jestem jeszcze pewien. W każdym razie mamy kierunek.
Szli teraz jeszcze wolniej i coraz częściej Murek sprawdzał przy pomocy różdżki kierunek. Zbliżali się właśnie do zwietrzałych fundamentów po spalonej willi, gdy zawieszona na miedzianym druciku kulka zaczęła drgać tak wyraźnie, że nawet Czaban to dostrzegł.
Murek odetchnął i usiadł na kamieniu.
— Muszę wypocząć. Jeżeli ta różdżka nie jest zwykłem żelastwem, a ja nie jestem szarlatanem, ani partaczem, to musi być tutaj.
Spokojny dotychczas Czaban nie mógł ukryć podniecenia. Nerwowo wyjął ciężką złotą papierośnicę i już chciał zapalić, gdy Murek powstrzymał go:
— Niech pan tego nie robi. To może zaszkodzić.
I rzeczywiście mogłoby zaszkodzić, gdyż błyśnięcie w ciemności zapałki mogłoby ściągnąć kogoś znajdującego się w pobliżu. Po krótkim odpoczynku rozpoczęli poszukiwania. Łażąc po rumowisku, potykając się i zawadzając