Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Posyłano po was dwa razy z C. K. W. Ale w mieszkaniu dawnem już was nie było.
— I w warsztatach kolejowych nie pracujecie?
Murek machnął rękami:
— Węszą za mną.
— Bo?
— Dużoby gadać. A u nas tu widzę szczęśliwie: wszyscy w komplecie?
Dostrzegł nieufne spojrzenia od początku, a i teraz Dyl, który zbyt był impulsywny, by umieć dobrze się maskować, przyglądał się Murkowi podejrzliwie.
— W komplecie — odpowiedział zdawkowo i zapytał: — A wyście myśleli, że nie?
— Dlaczego miałem myśleć?... Cieszę się. A na... moje miejsce wyście weszli?
— Jakto na wasze?
— No, bo długo mnie nie było. Sądziłem, iż Egzekutywa albo was mianowała, albo delegowała kogoś innego.
Towarzysz Dyl zapytał:
— A wy co? Chcecie ustąpić?
— Moje chcenie, czy niechcenie mało tu znaczy — zauważył Murek.
Towarzysz Dyl odwrócił się i zamienił porozumiewawcze spojrzenie z innymi, poczem zwrócił się do Murka.
— Chodźcie, towarzyszu Garbaty, pogadamy.
Murek wszedł za Dylem do małego pokoiku, w którym tak niedawno jeszcze sam urzędował. Odrazu zorjentował się, że już ktoś zajął jego miejsce i to nie Dyl, gdyż w popielniczce pełno było niedopałków, a Dyl nie palił. Te same kąty, w których kiedyś Murek czuł się jakby w sztabie wielkiej i dążącej ku szczytnemu zwycięstwu armji, wydały mu się dzisiaj równie szare i obojętne, jak i reszta świata, z którym się pożegnał nazawsze. Zdawał sobie sprawę, że wprowadzono go tu teraz pod pretekstem pogawędki, że