Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/044

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapewniała Murka, — w którą stronę się człowiek ruszy, on wciąż oczu z niego nie spuszcza.
W oszklonej bibljoteczce Murek, rozłożył makulaturę, zaś na wierzchu, na biurku, i wszędzie gdzie się dało, porozkładał książki „fachowe”.
Nie tracąc też czasu, przystąpił do przerysowania tuszem na większe kartony rycin astrologicznych, różnych horoskopów, figur, pentagramów i kabalistycznych znaków. Narazie poprzypinał pluskiewkami kartony do ścian, obiecując sobie oprawić je w ramki i oszklić, gdy wróżbiarstwo zacznie dawać dochody.
Tym razem miał jeszcze stare sprawy na głowie.
Trzeba było pokazać się w partji, gdzie w związku z jego zniknięciem mogły się ugruntować podejrzenia.
W lokalu partyjnym, zakonspirowanym jako biuro wynajmu filmów, starzy towarzysze nie poznali Murka, a najbliższy jego współpracownik, towarzysz Dyl, przyjął go pytaniem:
— Szanowny pan w jakiej sprawie?
— Chciałem zapytać, czy nie macie nowego filmu z Gretą Garbo, towarzyszu Dyl? — zażartował Murek.
W biurze zapanowała konsternacja, a Dyl uśmiechnął się blado:
— Szanowny pan się myli. To jakieś nieporozumienie. Ja się nazywam Stupiński.
Murek wybuchnął śmiechem:
— I nie wstyd wam!? Nie poznajecie?...
Jeden z obecnych, towarzysz Zeitman, zawołał:
— O, do djabła! Toż Garbaty!
Dyl otworzył usta:
— Niechże was, towarzyszu! Do teatru moglibyście grać.
— A jaki elegant! — podchwycił zezowaty Rybicz.
— Co się z wami działo?