Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wrócili. I nie wiedzą co się z tobą stało. Posądzają cię, żeś odebrał temu gościowi walizkę i zwiał.
— No, i co?
— Ja im mówię, że niemożliwe, ale Piekutowski twierdzi, że tyś pewno ukrył się, ze strachu przed policją, ale że dasz znać o sobie i przyniesiesz tę forsę do podziału. A najgorzej to boją się, byś nie spróbował sprzedać tych papierów, bo wówczas złapaliby cię odrazu.
Murek uśmiechnął się:
— A ty jak myślisz? Mam ja tę walizkę?
Spojrzała nań z zaciekawieniem:
— Myślę, że masz...
— A jeślibym miał, to sądzisz, że trzeba się z nimi podzielić?
— Nie, nie! — zaprotestowała gorąco. Poco masz się dzielić?... Byłbyś głupi. Możesz im powiedzieć, żeś tej walizki na oczy nie widział.
— A oni uwierzą?
Zamyśliła się i potrząsnęła głową:
— Nie uwierzą.
— Mógł przecie ten cały Czaban zbujać, mógł nie mieć jej wcale w domu, albo ją zabrać, bo przecie w gazetach było, że wyjechał za interesami.
— Za jakiemi tam interesami — zaśmiała się Arletka — on był z Zuzą, z Rudą Węgierką i ze mną przez całą noc w Krzywej Karczmie pod Tarczynem. On żyje z tą Węgierką. I właśnie przez nią ja wiedziałam, że tego dnia u niego w domu będzie tyle forsy.
Zastanowiła się i dodała:
— Nie, niema innej rady, jak ukryć się i nie pokazywać się im na oczy. Gdzieś ty się teraz ulokował?
— Tam, u jednego — odpowiedział wymijająco.
— Jedno z dwojga: albo mi nie wierzysz, albo u kobiety.