Strona:Drugie życie doktora Murka (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wierzę ci. I nie u żadnej kobiety, tylko u jednego partyjnego.
Zdziwiła się:
— Więc ty nadal z tymi komunistami?...
— Skądże — wzruszył ramionami — ale, jak mogę skorzystać, to dlaczego nie.
— Pewno — przyznała.
Wstąpili do małej knajpki, usiedli w kącie i rozmawiali półgłosem. Musiał jej opowiedzieć o przebiegu „roboty”. Jak go postawili przy drzwiach, jak później wybiegł jakiś łysy facet z walizką, jak wszystko dalej stało się inaczej niż planowali, dlatego tylko, że nie mógł zdobyć się na zastrzelenie owego faceta.
— Później ukryłem w bezpiecznem miejscu walizkę i na tem koniec. Nie wiem tylko, co dalej ze sobą robić, i z czego żyć. Mam wprawdzie w kieszeni zagraniczny paszport na cudze nazwisko, z moją fotografją, ale bez forsy zagranicę nie mamy poco jechać. A o spyleniu tych papierów teraz nie można marzyć. Chyba gdzie na prowincji, ale to wątpię.
— To prawda — przytaknęła.
— A wrócić do pracy w Warsztatach Kolejowych też nie mogę, bo Piekutowski i reszta wiedzą, że tam mnie można szukać. A że będą szukać, to pewne.
Zaśmiał się i dodał:
— Wogóle zaciasno coś już na świecie. Na karku policja kryminalna i policja polityczna, komuniści też niedługo mną się zainteresują... Ale najgorsze to ten twój Czarny Kazik i kompanja.
— On nie mój — chwyciła Murka za rękę. — Poco tak mówisz, skoro wiesz dobrze, że tylko ty jesteś mój.
— I on... ile razy zechce.
Spochmurniała i zacisnęła usta.
— Niedługo już tego.
— Zastanawiałem się — zaczął Murek po pauzie. — Za-