Strona:Droga do „mniejszego zła”.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się od własnej biografii (przynajmniej z lat 1980-1989). Nadto zgadzam się z Normanem Daviesem, który — choć w zupełnie innym kontekście — napisał, że „atmosfera polityczna musi z pewnością odbić się na przebiegu i kierunku akademickich studiów i debat”[1]. Być może nawet gdybym nie uczestniczył po żadnej ze stron w konflikcie, który doprowadził do stanu wojennego, i tak nie mógłbym go widzieć naprawdę chłodnym okiem. Był to bowiem w znacznym stopniu konflikt wartości, rozgrywał się między osobami (siłami) wyznającymi odmienne aksjologiem, a przecież uprawiający akademickie studia i uczestniczący w akademickich debatach, jeśli mają być rzetelni i pomocni, nie mogą obyć się bez systemu wartości. Nieuchronnie więc ich aksjologie są przynajmniej częściowo zbieżne z systemem wartości — oczywiście w wersjach uogólnionych, czy nawet schematycznych — którejś ze stron konfliktu. Nie wiem, jak wielki musi istnieć dystans do problemu, aby badacz mógł powiedzieć, iż pozostaje całkowicie bezstronny wobec racji ideowych czy światopoglądowych, wyrażanych przez swych bohaterów (lub antybohaterów). Gdzie są granice empatii lub antypatii badacza wobec przedmiotu, którym się zajmuje?
W takim stanie rzeczy rodzi się oczywiście pytanie, czy historyk powinien zajmować się tak gorącymi i świeżymi dziejami. Nie ma na nie dobrej odpowiedzi, poza tą chyba, że skoro zajmują się nimi inni — np. socjolodzy — mogą to robić także słudzy Clio. W końcu jeden z protoplastów historiografii, Tukidydes, opisywał wojnę peloponeską, w której sam brał udział. Anim ja Tukidydes, ani stan wojenny wojną peloponeską, ale spróbować wolno.

Jakkolwiek debata nad sanem wojennym jest bardzo gorąca i trwa nieomal od chwili jego wprowadzenia, w tym zakresie, którym się zajmuję, to dotąd nie zaowocowała opracowaniami monograficznymi. Nie sposób doko-

  1. N. Davies, Smok wawelski nad Tamizą. Eseje, polemiki, wykłady, Kraków 2001, s. 106 (pierwodruk 1990).