Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż to! Towarzysz Sławomir oświadczył, że papierów nie da bez forsy. Już za poprzednią przesyłkę musiał z własnej kieszeni wybulić. Teraz nie da.
— Więc to nie wy jesteście Sławomirem? — zdziwił się Murek.
— Nie, ja jestem Kobielski, prezes tutejszej egzekutywy. Sławomir wogóle gadać nie chce nie tylko z wami, ale i ze mną. On otrzymał na pokrycie kosztów siedem tysięcy dolarów. On się wprost odgraża, że doniesie do Moskwy, że oni tę forsę rozkradli, a on tu musi płacić z własnej kieszeni. I teraz nie da. Już nie mówię o sobie. Oni są za mądrzy, towarzyszu. Im się zdaje, że gdy zrobili mi zarzut o owe franki szwajcarskie, to już jestem przegrany i muszę pysk stulić. Proszę, niech dowiodą! Ale taki parszywy łobuz, jak Bigelstein, woli mnie nie ruszać. On wie, co ja wiem o nim. Niech lepiej uważa. Powtórzcie to mu proszę. W razie czego ja patyczkować się nie będę i niczego tu do ukrywania przed wami, towarzyszu, nie mam.
Murek dość już miał wprawy, by nie okazać zdumienia wobec tego potoku rewelacyj. Słuchał napozór obojętnie długich wywodów Kobielskiego o jakichś czekach, jakimś Piekarskim, który uciekł do Rumunji z całą kasą egzekutywy, o tem, że sekretarz towarzysz Lempke jeździł z donosem do Warszawy przez osobistą zemstę, bo jego żona romansuje z Kobielskim, że Ginsberg wcale nie jest prowokatorem i z polecenia towarzysza Sławomira został konfidentem policji. Wreszcie zakończył z czarującym uśmiechem:
— Towarzyszu Garbaty. Co będziemy sobie zawracać głowy i oszukiwać się wzajemnie? Ja wiem, że oni was tu przysłali nie tylko po papiery, ale i na przeszpiegi w tutejszej egzekutywie. No, nie?... Nie?... Poco macie się trudzić i sięgać lewą ręką do prawej kieszeni?... Ja wam i tak otwarcie służę wszelkiemi informacjami. No?... Zgoda?