Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pożegnał ją zapewnieniem, że wszystko będzie w porządku. W bramie zaczepił dozorcę domu i dowiedział się, że owa baba jest z lepszej familji, gdyż jej rodzice mieli mydlarnię na Okopowej, ale wyszła zamąż za śmirusa i drania, „któren teraz we więźniu wyrok odsiaduje”. Ale ona sama znaczy się, pani Koziołek, jest porządną lekatorką, a żyje z wróżenia i nijakiej lekramy nie potrzebuje, bo na całem Powiślu każdy wie, że jak pani Koziołek co powie, to sprawdzi się, jak ament w pacierzu.
Co do jej sublokatorów nie umiał udzielić bliższych informacyj.
— Spokojne ludzie — kiwnął tylko głową.
Tegoż wieczora Murek poznał prawie wszystkich. Najwygodniejsze łóżko w kącie przy piecu zajmował szpakowaty brunet o zakrzywionym nosie, ruszający się wolno i z namysłem cedzący słowa. Ze swego rodzaju szacunku, z jakim zwracali się doń współlokatorzy, można było wywnioskować, że w tem gronie jest najpoważniejszy. Zresztą, jego ubranie, czysta bielizna i niespracowane ręce zdawały się świadczyć, że żyje sobie niezgorzej. Mówiło się o nim: pan Piekutowski. Jeden tylko z całego towarzystwa nazywał go Felusiem i traktował go poufalej. Tego nazywano poprostu majstrem. Był niski, raczej gruby, o nadmiernie rozrośniętej klatce piersiowej. W bladej i gąbczastej twarzy, gęsto usypanej śladami po ospie, świeciły mu się małe, niebieskie i złe oczy.
O ile pan Piekutowski nie zwracał uwagi na przybysza, o tyle Majster zainteresował się nim żywo z tak niezdarnem udawaniem poczciwego gadulstwa, że Murek odrazu zorjentował się, iż biorą go na spytki.
Miałby wielką ochotę „odstawić” z miejsca Majstra, do którego poczuł niechęć, lecz postanowiwszy uprzednio utrzymywać z współmieszkańcami poprawne stosunki, zbywał natrętne wypytywania zwięzłemi ogólnikowemi odpo-