Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tach! Zdemaskować się przed nim, oślepić go jaskrawem światłem swojej prawdziwej rzeczywistości. Podeptać przed nim ten płaszczyk niewinnej dziewiczości, w którą on ją otula, jak kochająca niania! Bryznąć mu w twarz śmiechem, obezwładnić swoim bezwstydem, bezwstydem bezlitośnie zgniecionego, pokrytego sińcami, do reszty nasyconego ciała.
Patrzyła nań z wysokości świadomej woli swego grzechu, jak człowiek, pozbawiony skrupułów, a ukrywający w zanadrzu nóż, gotowy do pchnięcia; rozkoszowała się myślą, że w każdej chwili może unicestwić świat złudzeń tego człowieka, świat, który jest jedynym jego światem...
— I cóżby zostało wtedy z pana doktora Franciszka Murka — lubowała się swoją władzą.
A on nic nie rozumiał i szeptał przez stolik w zachwycie:
— Pani oczy są dziś, jak za wualem...
Nie mogła dłużej znieść.
— Chodźmy — wstała. — Czekają na mnie, już późno.
Zerwał się i podszedł do drugiego stolika, by tam zapłacić kelnerowi. Zawsze rachunek w cukierni — te kilka groszy — regulował z taką pseudodżentelmeńską, prowincjonalną dyskrecją. Buty jego miały wydeptane obcasy.
Szła obok niego szybko. Uparł się ją odprowadzić, narażając przez to na niebezpieczeństwo spotkania z kimś z Towarzystwa Asekuracyjnego. W pierwszej chwili chciała wziąć taksówkę, lecz perspektywa znalezienia się w niej sam na sam z Murkiem była najgorsza. Napewno próbowałby ją pocałować, a doprawdy tegoby już nie zniosła.
Żegnając się z nim w bramie, obiecywała sobie, że nie prędko da się namówić do nowego spotkania. Zresztą już teraz zapowiedziała:
— Jako agentka ubezpieczeniowa, bo zmieniłam miejsce w biurze na agenturę, jestem okropnie zajęta. Czasami przez