Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A ja ci mówię — potrząsnął głową z głębokiem przeświadczeniem — że nie znasz siebie.
— Jesteś kapitalny, Wojtku — zaczęła się tem bawić.
Przyszło jej na myśl, coby też zrobił, gdyby tak teraz niespodziewanie siadła mu na kolanach i mocno pocałowała go w usta?...
— W każdym razie — odezwał się — dr. Murek zasłużył w zupełności na ostrą naganę, którą mu mama dała.
Nira zaniepokoiła się:
— Jakto?... On był tu?...
— Nie, telefonował. Mama tym razem miała rację. Podobno tak się zmieszał, że plótł jakieś głupstwa. Kiedy się prowadzi wóz, w którym jest kobieta, nie wolno brawurować, bo...
— Czy on tu przyjdzie? — przerwała Nira.
— Zdaje się, że tak. Miał cię odwiedzić. To chyba jego obowiązek.
— Nie sądzę.
— Jeżeli nie miałabyś nic przeciwko temu, chciałbym skorzystać ze sposobności i poznać przyszłego kuzyna.
— Ależ proszę cię bardzo — odpowiedziała roztargniona, zajęta myślą, jakby pozbyć się Murka. Gdyby miał u siebie telefon!... Co za barbarzyństwo nie mieć telefonu!...
W przedpokoju rozległ się dzwonek. Nira zerwała się:
— Ja sama mu otworzę!
— Pozwól...
— Nie, nie. I nie idź za mną — powiedziała uśmiechnięta, lecz stanowczo.
— Ach, przepraszam — cofnął się Wojtek.
Nie był to jednak Murek. Jeszcze dwa razy napróżno biegała do dzwonków. Przyszedł elektrotechnik, później dozorca domu i jakiś domokrążca. Dopiero za czwartym razem we drzwiach ukazał się Murek. Ledwo go poznała, tak się zmienił. Mocno opalony, schudł bardzo. Policzki stra-