Strona:Dr Murek zredukowany (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pienie choćby tylko popielic. Zabrała nawet kwit lombardowy ze sobą.
Tymczasem on sam jest w najgorszej sytuacji. Z niepokojem przyglądała się jego pięknej twarzy. Wargi ułożył jakby do gwizdania, gładkie wspaniałe czoło zarysowało się lekką brózdą między brwiami.
Im dłużej przyglądała się mu, tem bardziej ustępowały obawy i zwątpienia. Wierzyła, nie, wiedziała, że ten człowiek, że taki człowiek przegrać nie może. Była pewna, że pod tem czołem nieustannie pracuje potężny, precyzyjny mózg, że tysiące myśli przesuwają się niestrudzenie, aż nagle dadzą olśniewające skojarzenie. Jakże dobrze to znała! Wówczas usta rozsuną się w półuśmiech, podniosą się opuszczone powieki i oczy błysną decyzją. Jej nie powie nic, ale już w następnej chwili siada do telefonu, czy do biurka... Zaczyna działać. A później, gdy szeregiem niezawodnych posunięć zrealizuje plan, potrafi całą rzecz tak opowiedzieć...
Przysiadła na brzeżku kanapy i delikatnie, wstrzymując oddech, zaczęła wodzić wargami wzdłuż brwi. Zwykle lubił to. I Nirze zdawało się, że tą pieszczotą bierze jakoś bodaj najmniejszy udział w jego myślach. Teraz jednak odsunął Nirę zdecydowanym gestem:
— Daj spokój z tem lizaniem się — powiedział szorstko. — Nie jestem usposobiony. Że też te kobiety nie umieją nigdy wyczuć nastroju!
— Nie wiedziałam, że i od innych musisz tak się opędzać — odsunęła się Nira.
— Muszę.
— Wiem, że mnie zdradzasz — starała się mówić cicho, by nie dostrzegł jej podniecenia.
Junoszyc ziewnął:
— Zdradzam.
— Nie, to niemożliwe! — chwyciła go za ręce.
— Niemożliwe — zgodził się obojętnie.