— A! To ten Judasz? Ten Ollender heretyk? Dawać go tu, niech go przepłazujem...,.
Tylko Pan Władysław był odmiennego zdania.
— Mości Panowie, dajcie pokój. Żeby tak na mieście, to i owszem, — ale tu, w tym domu, wobec białéj płci, niepozwolę.....
Kornelius czując zbierającą się nad nim burzę, przystąpił do Pana Rajcy, i wyjąkał:
— Herr Meister..... u nas w Amsterdamie.....
— Aha, już wiem co chcesz powiedziéć. U was w Amsterdamie, ludzie raz zabici, już więcéj nie wstają?
— Nie, Herr Meister, ja nie to chciałem powiedziéć, jeno to, że w Amsterdamie jest porządnemu człowiekowi lepiéj niż w tym przeklętym Dantzigu. Głupstwo zrobiłem żem opuścił moje dobre miasto! Herr Meister, dziękuję za służbę, dziś jeszcze wyjadę, i już noga moja u was nie postanie.
Twarz Pana Schultza wyraziła szczere zasmucenie, i z ust jego już wydarły się żałosne słowa:
— O! Korneliusie, nie rób-że mi.....
Ale w téj chwili spotkał spojrzenie Pani Flory, a spojrzenie musiało być bardzo wymowne, bo nagle zamilkł, i zakłopotany spuścił oczy, z czego można było wywnioskować, że trafiła kosa na kamień, i że trzęsący dotąd wszystkiém Pan Majster, odtąd już będzie tylko czeladnikiem u Pani Majstrowéj.
Kornelius, przez nikogo nieprzytrzymywany,
Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/356
Wygląd
Ta strona została przepisana.