Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którego kamienne oczy patrzą w niego dziwnie, jakby mówiły:
— Jedź śmiało kawalerze! Audaces fortuna juvat.
Już się otarł o wypukłą kratę od okna dolnego.....
Boże mój, dzięki Ci! Już czuje pod nogami twarde skręty liny, która opadając na ganek, jak wąż się nawinęła.
O szczęście! Już dotknął ziemi!



— Jakiś ty waleczny! — Szepce z uwielbieniem Hedwiga.
— Co tam ja, nie dziw. Ale ty jaka waleczna! — Odpowiada Kaźmiérz stawiając ją przy kracie od ganku. W téjże chwili wszakże spostrzega, że panienka niemoże utrzymać się na nogach.
— Jak ty pójdziesz, moje niebożątko? Ja cię chyba zaniesę.
— Nie..... nie..... chwilkę jeno odetchnę..... poczekaj.....
W téjże chwili muzyka umilkła. Zégary miejskie, jedne po drugich, zaczynają bić jedenastą.
Kaźmiérz porywa ją w objęcia.
— Już niemożna czekać..... I tak, późno..... Ach, żeby nie ten łotr Ollender, już by my byli za miastem! A tak..... ta brama nieszczęśliwa.....
Hedwiga zaczyna rozumiéć nowe niebezpie-