Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dło mu lejemy co się zmieści. Ale chłop tęgi, choć to niéma korda przy boku, nie da przystąpić do się. Pić pije, a do konfidencyi ani rusz. Więceśmy go wsadzili do lochu.
— Jakto? Do więzienia? — Zapytała z przestrachem Hedwiga.
— Eh, jeszcze nie. Trza Wacpannie wiedziéć, jako pod tą strukturą jest loch kieby kościół, kubek w kubek taki duży jak ta sala, jeno pół niższy, a cały sklepisty, że człek tam siedzi jakby w kamienném jaju. Tam stoją rzędy beczek, z różnością małmazyi. Tam tedy my przywiedli onego utrapionego mruka, i jak zaczęli go czarować, a to węgrzynem, a to petercymentem, a to ratafią, spił się jak sztok, jak Bela, no poprostu jak Ollender. W końcu, rym o ziemię. Daléj my po kieszeniach macać, i oto jest on klucz zaczarowany. Racz-że zacna bogini przyjąć go propria manu, razem z kluczami mego serca, którego forteca wdzięcznie kapituluje przed attakiem twoich Kupidynowych łuczków.
Tu podał ogromny, misternie rzezany, klucz od wchodowych drzwi Bursztynowego Domu.
Pani Flora, biorąc go w pulchne paluszki, rzekła:
— Nad elementami onéj kapitulacyi, musi jeszcze cały Olimp dyszkurować: tymczasem to trofeum przyjmujemy, jako wdzięczny zadatek Waszmościnéj służby. No Hedwiga, teraz już będziesz mogła wracać doma, kiedy jeno zechcesz.
Panienka pomyślała sobie: