Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Derigny pochwyciwszy się za głowę, odpowiedział głosem wzruszonym:
— Otóż to właśnie, mój generale, to co mię zabija.. Lecz cóż mam w takim razie uczynić? Jak sobie postąpić? Daruj pan, jeżeli mówię zbyt otwarcie, pan mię do tego upoważniłeś swoją nieograniczoną dobrocią.
— Derigny, słuchaj! już dawno nad tem myślałem a nawet w tym względzie radziłem się i księdza proboszcza. Twoje dzieci nie mogą porzucić pani Blidot i nie mogą też pozostać tak jak obecnie; z przyczyny małżeństwa Elfy, dom ma teraz głowę, kierownika, pana i władza pani Blidot ograniczoną być musi; ona i dzieci, tak przypuszczać należy, znajdą się teraz w daleko mniej korzystnych warunkach. Jest więc tylko dla ciebie jedyny środek zatrzymać dzieci i dać im za matkę tę kobietę zacną, dobrą i przywiązaną do nich. Ożeń się z nią i rzecz skończona.
Derigny zerwał się, tak że aż generał podskoczył na krześle.
— Ja? Ja? Bez rodziny, bez majątku a nawet bez utrzymania, bez przyszłości miałbym poślubić panią Blidot, kobietę bogatą, która nadto nie ma najmniejszej chęci do zmienienia stanu? Niepodobieństwo! Niepodobieństwo mój generale!
Generał uśmiechnął się złośliwie. Derigny więc nie odmawia stanowczo, przyjmie niewątpliwie projekt żenienia się, jeżeli nie dla własnego szczęścia, to dla szczęścia swych dzieci.