Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rosół, zupa rakowa! zapowiedział marszałek.
Wszyscy chcieli spróbować obiedwie zupy, żeby się przekonać która z nich smaczniejsza, lecz ostatecznie nikt się stanowczo nie zdecydował. Generał jadł z wielkim gustem i kazał sobie nalać drugi talerz.
Po zupie z kolei każda potrawa była w podobny sposób zapowiadana.
Milczenie zaległo przy stole; goście jedli z wielkim apetytem, niektórzy nawet byli roztkliwieni wspaniałem przyjęciem generała. Obywatele, którzy obeznani byli z kuchnią Paryża nie mogli się dość nachwalić.
— Doskonałe! Wyborne! To prawdziwie, jakby z kuchni p. Very.
— Skrzydełka kuropatwy z truflami, zawołał znowu marszałek.
Ogólne poruszenie; bardzo wielu z biesiadników nie miało nawet pojęcia, co to są trufle. Dochodziło do tego stopnia, że wciąż żądano więcej i gdyby nie przezorność generała mogłoby wreszcie zabraknąć. Ale generał tak rozporządził:
— Będzie osób 52, należy zatem przyrządzić ucztę na 104 osoby, bo znajdą się niezawodnie żarłoki i wątpię czy co pozostanie.
— Indyk, woła znowu marszałek, gdy po kuropatwach i truflach nie pozostało ani śladu na półmiskach.
Jakób i Paweł jedli także bardzo chciwie