Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Przytem, kochany Józefie, rzekła pani Blidot mieszając się do rozmowy, generał jest Rosyaninem a w Rosy i takie wymiary kary za pomocą bata, są rzeczą prawie powszednią.
— Być może, że macie słuszność, odpowiedział Moutier, mój przyjacielu i ty Elfy, mój najdroższy adwokacie. Czy generałowi rzeczywiście tak wiele zależy na mojej aprobacyi i na mojem niezadowoleniu?
— Bardzo a bardzo wiele odpowiedziała Elfy; biedny człowiek obudzą we mnie litość, był tak zawstydzony, tak pokorny, tak zasmucony! Uciekł usłyszawszy twoje kroki! Biegł jak chłopak, nie przypuszczałam wcale, aby był jeszcze tak lekkim i zręcznym.
Moutier westchnął, uścisnął z uczuciem rękę Elfy i zwróciwszy się do drzwi pokoju generała, zapukał.
— Proszę! odezwał się generał.
Moutier wszedł i zatrzymał się chwilę na progu. Generał patrzał na niego z wielką obawą, spojrzeniem jakby błagał łaski.
Moutier niezmiernie wzruszony okazaną tak widocznie skruchą i żalem, odpowiedział uśmiechem łagodnym i szczerym; zbliżył się do niego i serdecznie uściskał podaną mu rękę. Generał rzucił się mu na szyję, uściskał w objęciach, potem siadł na kanapę, nie mogąc oddychać i zaledwie tylko zdołał wyszeptać: Dziękuję ci, mój przyjacielu!