Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

który nie tylko że mię okradł, ale nadto jeszcze chciał Jakóba uczynić odpowiedzialnym za tę kradzież, nakoniec poważył się nazywać mię swym ojcem i domagać się bezczelnie przyjęcia go za syna. Byłbym go zabił, tak mnie straszliwie obraził, tak zuchwale postąpił, byłbym go zabił, gdyby nie Moutier, który wydarł mi bat z ręki i rzucił się na mnie jakby na obcego złoczyńcę.
— I cóż panu Moutier powiedział, panie generale?
— Nic moje dziecko, nie wyrzekł ani jednego słowa, nawet nie spojrzał, tem milczeniem więcej i srożej mię ukarał, jak gdyby mię wyprał tym samym batem. To poczciwy Moutier! Oburzenie malowało się na jego twarzy. A spojrzenie proboszcza jakież było chłodne; wzgardliwe, gnębiące! O tak moja mała Elfy, nadzwyczaj rozgniewali się na mnie. Ja zaś byłem bardzo nieszczęśliwy i zgnębiony, bo wnet poznałem iż dopuściłem się niewłaściwego czynu. Elfy, Derigny, raczcie pogodzić mię z Moutier. Lubię tego młodzieńca, i nie mógłbym znieść tej myśli, że żywi do mnie urazę. Polecam wam moi przyjaciele całą tę sprawę i tobie także moja droga żonusiu. Słyszę już jego kroki, więc odchodzę; przywołacie mnie wtenczas, kiedy nareszcie cokolwiek złagodnieje.
I generał z szybkością jakiej po nim niepodobna było spodziewać się zniknął poza