Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jestem Pawluniu, odpowiedział przywołany, teraz nie jesteśmy już opuszczeni. Czy widzisz tego zacnego człowieka? On to nas tu sprowadził, będziesz miał zaraz zupę. Nieprawdaż panie Montier, pan będzież taki dobry, i dasz zupy Pawełkowi?
— Niewątpliwie, moje dziecko, zupy i wszystkiego czego mu potrzeba.
Gospodyni patrzyła i słuchała z wielkiem zdziwieniem.
Moutier spostrzegłszy jej zdumienie, rzekł:
— Zapewne chciałabyś pani dowiedzieć się w jaki sposób spotkaliśmy się ze sobą. Zaraz panią objaśnię. Znalazłem tych dwóch chłopców w lesie i zabrałem ich ze sobą. Ten malec, przyczem pogładził po głowie Jakóba, ten malec jest dobrym i dzielnym chłopcem; opowiem pani później jego historyę, więc sama osądzisz; ale racz pani dać tym biednym, głodnym dzieciakom zupy i po kawałku pieczeni dla nas wszystkich. O psie, moim starym przyjacielu, sam pomyślę, nieprawdaż kapitanie?
Kapitan odpowiedział poruszając nieco ogonem i polizawszy rękę pana.
Moutier zdjął płaszcz swój z Pawła i chłopcy zasiedli na podłodze. Paweł ciągle się oglądał, śmiał się do Jakóba, do Moutier i ściskał za szyję psa
Gospodyni przygotowała śniadanie. Wkrótce też posadziła przy stole dzieci, nalawszy im wielki