Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Moutier zastał generała zajętego pisaniem.
— Panie generale, rzekł, jeżeli to panu nie uczyni różnicy, możemy jutro wyjechać.
— Zgadzam się mój przyjacielu, odpowiedział generał; — jeżeli pozostałem tutaj dotąd, to jedynie dla tego, że nie chciałem się ani Elfy, ani tobie sprzeciwiać; co do mnie jestem gotów do podróży każdej chwili. Właśnie pisałem do jednego fabrykanta w Paryżu a mojego dobrego znajomego prosząc go o przysłanie natychmiast wygodnego ekwipaża. Niegodziwy Bournier i jego wspólnicy pozbawili mię mojego, więcbym chyba musiał iść piechotą.
— Ależ panie generale, nie otrzymasz pan powozu wcześniej, jak za tydzień lub 15 dni, więc cóż tu będziemy przez ten czas robili?
— Masz najzupełniejszą słuszność, wszakże bez powozu nie ruszę się ztąd. Nie lubię chodzić pieszo, a we wsi niepodobna nawet myśleć o najęciu powozu.
Moutier pokręcił wąsa zamyślony.
— A czyby nie było dobrze udać się do poblizkiego miasteczka i tam postarać się o jaki ekwipaż.
Generał zgodził się.
— Dobrze mój przyjacielu, idz i wynajdź co porządnego. Gdzież jest pani Blidot.
— Zajęta gośćmi wraz z Elfy.
— Zapytaj się też, czy tędy nie przechodzi powóz pocztowy?