Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Moutier oddalił się i wkrótce powrócił z zawiadomieniem, że stacya pocztowa znajduje się niedaleko ztąd i że codziennie przejeżdża dyliżans w południe.
— A nie moglibyśmy jutro skorzystać z tej sposobności? rzekł generał.
— Jakimże sposobem tam się dostać, bo to zawsze jest blisko dwie mile!
— Piechotą.
— Daruje pan, ale podług mnie dwie mile dla pana generała byłoby wycieczką wcale nie wygodną.
— Dla czego ? Czy to ja już taki stary, że nie mógłbym pójść dwie mile pieszo?
— Bynajmniej; tylko właśnie ze względu pańskich ran...
— Moich ran? Zdaje mi się, że pan nie masz ich mniej odemnie. Wszak i ty dostałeś postrzał w bok, a przecież chodzisz, nie trudząc się.
— Prawda ... tylko... że... co do mnie, jestem nieco szczuplejszy od pana generała.
— Jak? co?
— Moje rany nie są tak ważne i niebezpieczne, jak pana generała.
Generał spojrzał na niego przenikliwie:
— Panie Moutier, dla czego nie powiesz otwarcie: Jesteś pan za gruby, za otyły, za ciężki, w połowie drogi możesz ustać.
Moutier chciał odpowiedzieć.
— Czekaj pan. Wiem, co chcesz mówić; ja