Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko zbyt tkliwe ma serce i podległy jest wrażeniom.
— Ach już wraca, zawołała pani Blidot. Rozmowa krótko trwała.
Jakoż wbiegł generał tak prędko do oberży, jak prędko się z niej oddalił.
— Czy widział kto podobnego niedźwiedzia? zawołał. Proboszcz się nie zgadza. Sądzi, że nie będę w stanie wychować jak należy Piotrka gałganiarza. To trudne do wiary! A wreszcie jakiemże prawem przywłaszcza sobie to dziecko? Wziął go od tego łotra Bournier. Jakiem prawem odpycha szczęście, jakie na chłopca spada? Czekajcież, wytoczę ja mu natychmiast proces. Poskarżę się mojemu przyjacielowi, sędziemu śledczemu. Zapakuję proboszcza do więzienia i gałganiarza, jeżeli się będzie wzdrygał przyjść do mnie. Moutier pójdziemy jutro do sędziego śledczego, i zaniesiemy skargę.
— Ależ panie generale...
— Niema żadnego ale... Domagam się stanowczo mojego gałganiarza.
— Zacny panie generale, mówił Moutier, zastanów się pan; Piotrek, to chłopiec najgorzej wychowany, za którego, w twojej ojczyźnie wstydzić się będziesz musiał. Być może, nawet w niczem nie różni się pod względem moralnym od swego pryncypała, u którego pozostawał tak długo w służbie.
— To prawda, rzekł po chwilowym namyśle