Strona:Dante Alighieri - Pieśniarz.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Potem ją widzi, tonie w żądz powodzi,
Z których jej oczu blask już nie uleczy,
Sobie wreszcie złorzeczy,
Że wszczęła płomień, który tak ją pali.
Jakiż rozumny powód jej przeszkodzi
Udręczać burzą mój rozum człowieczy?
Ból się przelewa, jak zbyt pełne cieczy[1]
Naczynie, potem przez usta się żali,
Nie skąpiąc oczom łez gorących fali.

Nieprzyjaciółka ma zwycięska, dzika,[2]
Mą wolą ciągle włada
I dumna z mocy słuchać siebie każe;
Do swego tronu wiedzie hołdownika,
Gdzie w majestacie siada,
Boć rzecz pokrewna z krewną idzie w parze.
Wiem, śnieg topnieje przy słonecznym żarze,
Lecz ja bezsilny czynię jak takowy,
Co ma uchylić głowy
Pod miecz i bardzo śmierci się obawia.
Kiedym już blisko, słyszę, czy też marzę,
Czyjś głos: «Litości! Czyż ma paść trup nowy?»
Wtedy me oczy szybko ślę na łowy
Za tym, co wsparcia swego nie odmawia
Konającemu przez jej ócz bezprawia.

Czy cios twój życia mojego nie skróci,
Ty lepiej wiesz, Amorze,

  1. II. 13. L’angoscia, che non cape dentro, spira
    fuor de la bocca si ch’ella s’intende...
  2. III. Miłość pozbawiła poetę woli i kazała mu ugiąć się przed swą przemocą. Jednak lituje się nad nim i daruje mu życie.