Człowiek, co cnotę od siebie oddali,
Jest tylko zwierzem podobnym do człeka.
Jakaż droga daleka,
Zmienić się w sługę, gdy się było panem
I w śmierć pójść ciemną z życia!
Cnota swojego stwórcę zawsze chwali
I przed nim tylko chyli się kolanem,
Gdy łaski lśnieniem znanem
Amor ją podnieść raczył po wiek wieka
W niebiański dwór z ukrycia.
Lecz chętnie rzuca raju boskie śnicia
I do swej pani wraca;[1]
Radośnie lot swój skraca,
Wesoło wszczyna swą służbę wasala,
Ozdabia i ocala
Wszystko co spotka podczas krótkiej drogi
I nie dba o śmierć, bo ta nią nie włada.
Dzieweczko czysta, blada,
Niebiańską jest twa rada!
Przez ciebie człowiek panem jest; jak bogi
Wiecznie się cieszy, kto ma dar twój drogi.
Rabem nie pana, lecz podłego sługi,[2]
Kto jej poddanym zostać się nie zgodzi,
Bo wiele zła się rodzi,
Gdy kto na żadne szkody nie uważa
I pójdzie precz z jej służby.
Taką jest władza tego pana — sługi,[3]
Strona:Dante Alighieri - Pieśniarz.djvu/42
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.