Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
28 
»Spróbuj«, powiada mi, urwać z krzewiny

Jednę gałązkę; kiedy się odłamie,
Mniemania twoje obrót wezmą iny«.

31 
Ja usłuchałem i ściągnąwszy ramię,

Gałązkę z dużej ułamałem śliwy.
»Czemu kaleczysz?« jęknął pień, a znamię

34 
Ciemną czerwienią podbiegło krwi żywej.

I znowu biadał: »Czemu rwiesz mi trzewa?
O jakiż w tobie duch nielitościwy!

37 
Byliśmy ludzie, dziś jesteśmy drzewa,

Ale się z czulszą litością spotyka
Bodaj gadziny dusza.. Tak się gniewa

40 
Widmo i nakształt żywego patyka,

Gdy płonie z jednej, płacze z drugiej strony,
A od przeciągu i skwirczy i syka,

43 
Ów szczątek słów i łez wydawał tony;

Zatem mi z ręki wypadła chabina
I stałem patrząc, jak człek przerażony.

46 
»Duszo rozdarta!« Mistrz mówić zaczyna,

»Gdyby on mógł był uwierzyć w te dziwy,
Które ma stara powieść wypomina,

49 
Nie byłby ściągnął ręki popędliwej;

Źle mi radziło cudu podobieństwo,
Żem go do próby popchnął niegodziwej.

52 
Lecz powiedz, ktoś ty, aby za męczeństwo

Zadane, blasku przyczynił twej sławie,
Gdy między ludzkie wróci społeczeństwo«.

55 
Więc duch: »Tak słodko prosisz i łaskawie,

Że nie lza milczeć; a niech nie zniechęcę,
Jeśli was dłużej powieścią zabawię.