Wyglądającą, jakby nas czekała:
Jej nas przewództwo pewno nie omyli«.
Stałaś, z lombardzkiej ziemi maro blada,
W toczeniu źrenic taka opieszała!
Puszczając mimo; tylko okiem śledzi
I patrzy nakształt lwa, co się pokłada[1].
Prosząc, by drogę wskazała nieznaną.
Mara nie raczy dać wprost odpowiedzi,
Więc Wódz mój: »Mantua«, zaczął. Na dźwięk ony,
Duch jakby nagle w połu go złamano,
»Jam Sordel! Mantua wspólna nam rodzica!«[2]
I objął jeden drugiego ramiony.
Śród wielkiej burzy bez sternika nawa;
O, już nie pani ludów, — nierządnica!
Na same ziemi rodzinnej odgłosy
Pełne słodyczy, jedna dusza prawa!
Gubią się i żrą nieustannym bojem
W obrębie muru jednego i fosy!
I murach; potem spojrzyj na swe łono:
Jest-że kąt, coby cieszył się pokojem?
- ↑ W. 61—66. Dante gdy chce kogo uczcić, umie jednym rysem nadać mu piętno niezrównanego majestatu.
- ↑ Jam Sordel! Mantua wspólna nam rodzica. Mantua była miejscem rodzinnem Wirgiljusza; stamtąd równie pochodził Sordello, trubadur włoski, piszący po prowancku, w wielkiej będący czci u spółczesnych dla dostojeństwa i powagi. Między jego poezjami lirycznemi sławny jest Żal na śmierć Blacatza, zamieniony w piorunującą satyrę na królów i książęta. Działał w czasie 1225—1250 r. Na ironii Sordella Dante kształcił się niezawodnie.