Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Podczas festynów, wydanych z powodu chrzcin delfina, wielu chorych przybyło do Amboise. W dniu oznaczonym wpuszczono ich na podwórze zamkowe. Franciszek I dotykał ich kolejno.
Dawniej, gdy wiara była silniejsza, monarcha kładł mu palec na ranę, mówiąc: „Król dotknął cię, Bóg cię uzdrowi“. Lecz z czasem wiara osłabła, wyrażano przepowiednię w formie życzenia: „Niech cię Bóg uzdrowi, król cię dotknął“.
Po ukończonej ceremonii przyniesiono Franciszkowi I dzbanek z trzema płatami, umoczonemi w occie, w wodzie i w esencyi z pomarańczowego kwiatu. Król obmył sobie twarz, ręce i szyję.
Po smutnym widoku ludzkiej niedoli, uczuł potrzebę dać oczom wytchnienie.
Przypomniał sobie, że już oddawna zamierzał zwiedzić pracownię Leonarda. Wraz z paru osobami ze swej świty podążył do pałacyku nad wodą.
Pomimo osłabienia malarz pracował przez cały dzień nad obrazem, przedstawiającym Jana Chrzciciela.
Ukośne promienie zachodzącego słońca wpadały przez gotyckie okna dużego, kwadratowego pokoju z sufitem sklepionym. Korzystając z ostatnich blasków dnia, Leonard spieszył ukończyć prawą rękę świętego, którą krzyż wskazywał.
Pod oknami rozległy się kroki i wesołe głosy.
— Nie wpuszczaj nikogo — rzekł mistrz, zwracając się do Franciszka. Rozumiesz, nikogo. Powiedz, że jestem chory.
Uczeń wyszedł do sieni dla odprawienia gości, lecz ujrzawszy króla, skłonił się nizko i otworzył drzwi na oścież. Leonard zdążył zaledwie osłonić portret Giocondy, bo nie chciał, aby spoczywały na nim oczy obojętne.
Król wszedł do pracowni.
Był ubrany bogato, lecz niegustownie, jaskrawo. Miał na sobie czarne, aksamitne spodnie, krótki kaftan z złotej brokateli z bufiastemi rękawami, na głowie płaski toczek ze strusiem piórem. Kaftan był wycięty w kwadrat i odsłaniał szyję szczupłą i białą, jak mleko. Z całej osoby królewskiej biły wonności.