Leon X, zrażony powolnością pracy, zwątpił w jego twórczość; chcąc mu dać jakie takie zajęcie, polecił mu udoskonalić stemple do bicia monet papieskich. Leonard nie gardził żadną pracą, nawet najskromniejszą, to też znakomicie wywiązał się z obstalunku. Sporządził maszynę, z pod której monety wychodziły nie z postrzępionemi brzegami, jak dotąd, lecz zupełnie równemi i gładkiemi.
Nie wynagrodzono go odpowiednio. Artysta upadał pod brzemieniem długów; wszystkie zarobki szły na pokrycie procentów. Gdyby nie zasiłki, udzielane mu stale przez Franciszka Melzi, który wziął po ojcu trochę grosza, Leonardowi brakłoby chleba.
Latem 1514 r. dostał malaryi. Pierwszy raz w życiu chorował. Nie chciał wzywać lekarzy, ani przyjmować lekarstw. Francisco pielęgnował go troskliwie i był jedynym promieniem w życiu artysty, który przywiązywał się do niego coraz bardziej.
Bóg zesłał mu tego anioła stróża na pociechę i osłodę starości, w chwili, gdy go opuścili możni tego świata. Od czasu do czasu próbował kołatać do ich pamięci. Podczas choroby kilkakrotnie pisał do Juliana Medyceusza, prosząc go o robotę.
Po kilku miesiącach wyzdrowiał, ale czuł się jeszcze bardzo osłabionym, ogarniały go niepokoje, strachy. Zabierał się kolejno do matematyki, anatomii, malarstwa lub do budowy machiny latającej; rzucał jedno, rozpoczynał drugie i porzucał je dla trzeciego z takim samym niesmakiem. W chwilach zniechęcenia, dla rozrywki, wyrabiał woskowe lalki, skrzydlate ropuchy, cudaczne węże i morskie potwory.
Pewnego dnia Leonard słyszał, jak Cezary Sesto, odprowadzając gości, mówił:
— Teraz bawimy się w cacka dla dzieci. Nasz stary dziecinnieje. Zaczął od skrzydeł, kończy na lalkach woskowych. Góra porodziła mysz... Podobno papież lubuje się w trefnisiach. Powinienby wezwać na to stanowisko Leonarda.
Ten nieznaczny żart był bliższym prawdy, niż się wydawał.
Gdy wieść o dziwacznych wyrobach Leonarda doszła do uszu Leona X, zapragnął obejrzeć te cacka. Dworzanie przekładali artyście, że nadeszła dla niego chwila, w której mógł wystąpić do walki z Micha-
Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/238
Wygląd
Ta strona została skorygowana.