Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
VIII.

Gdy Jamblich z Julianem, wracając z przechadzki, szli przez Panoraios, tłumną przystań Efezu, zauważyli niezwykłe wzburzenie ludności.
Gromady ludzi biegły, wstrząsając płonącemi pochodniami i wykrzykując:
— Biada nam! Chrześcijanie burzą świątynie!
Inni zaś krzyczeli:
— Śmierć bogom olimpijskim! Chrystus zwyciężył Astartę!
Jamblich sądził, żo im się uda przejść pustemi uliczkami, ale pędząca gawiedź pociągnęła ich za sobą wybrzeżem Kajstrosu ku świątyni Artemidy Efeskiej.
Wspaniała świątjnia, zbudowana przez Dejnokratesa, odbijała się nakształt posępnej, ciemnej i niezłomnej opoki na tle gwiaździstego nieba. Odblask pochodni migotał na olbrzymich kolumnach, zdobnych we wdzięrzne grupy niewielkich karyatyd zamiast piedestałów. Aż do tej pory nie tylko Rzymianie, lecz wszystkie narody ziemi czciły tę świątynię. Ktoś w tłumie zawołał głosem niepewnym
— Chwała boskiej Artemidzie Efeskiej!
Ale sto głosów odhuknęło natychmiast:
— Śmierć bogom olimpijskim i twojej Artemidzie!
Nad czarnym gmachem zbrojowni miejskiej zabłysła krwawa łuna. Spojrzawszy na swego boskiego mistrza, Julian nie mógł go poznać.Jamblich stał się znowu bojaźliwym i schorowanym starcem. Skarżył się na ból głowy, bał się ataku reumatycznego i niepokoił, czy służąca nie zapomniała czasem przygotować ciepłych okładów. Ju-