Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

lian oddał mu swój płaszcz. Pomimo to Jamblichowi wciąż było zimno. Szedł, zatykając sobie uszy z bolesnem wykrzywieniem twarzy, ażeby nie słyszeć krzyków i śmiechów.
Jamblich niczego na świecie tak się nie obawiał, jak tłumów, utrzymując, że niema głupszego i wstrętniejszego demona od geniusza ludu. Wskazując uczniowi twarzą przechodzących, mówił:
— Patrz, ile tu potworności, jaka nikczemność i zaufanie w swem prawie. Czy nie wstyd jest być człowiekiem, takiem samem ciałem, tem samem błotem, co i oni?
Jakaś staruszka chrześcijanka opowiadała śpiewnie:
— Tedy mój chory wnuczek powiada: „Babuniu, ugotuj mi rosołu z mięsa.” — „Dobrze, — mówię — kochanku, zaraz pójdę na targ!” A w duszy myślę sobie: „Teraz mięso pewnie tańsze od chleba.” Kupiłam za pięć obolów i ugotowałam. Aż tu sąsiadka woła: — „Co ty tam gotujesz? Cóż to, nie wiesz, że dzisiaj na targu mięso nieczyste?” — Jak to” — powiadam — nieczyste? a to dlaczego?” „Dlatego, że na pohańbienie dobrych chrześcijan kapłani bogini Demetry cały rynek i wszystkie jatki w nocy wodą ofiarną pokropili. Żaden chrześcijanin w mieście nie bierze do ust splugawionego mięsa. Ofiarników za to kamionują, dyabelska świątynia Demetry będzie zburzona.” Wylałam rosół psu. Za pięć obolów... czy to nie nieszczęście! Tego się codzień nie zarobi. Ale bądź co bądź, nie splamiłam mego wnuka.
Inni zaczęli opowiadać, jak zeszłego roku pewien chrześcijanin sknera najadł się nieczystego mięsa, od którego zgniły mu wnętrzności, i taki fetor w zapanował w domu, że cała rodzina musiała go opuścić.
Tak doszli do placu, na którym wznosiła się śliczna, niewielka świątynia Demetry — Izydy — Astarty, tajemnicze-