Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Korzystając z cienia bezksiężycowej nocy. Rzymianie śród najgłębszej ciszy ściągnęli ze statków katapulty i taran i ustawili je naprzeciwko murów Perizaboru. Fosy zasypano ziemią. Z pomocą „malleoli,” to jest strzały olbrzymiej w kształcie wrzeciona, wypełnionej zapalną masą ze smoły, siarki, oliwy i żywicy ziemnej, udało się Rzymianom podpalić skórzaną zasłonę.
Rzucili się Persowie do gaszenia pożaru, a cesarz, korzystając z zamieszania, kazał przytoczyć taran.
Był to bal sosnowy, na dwóch łańcuchach zawieszony w piramidalnej wieży z bierwion, a na końcu bala był umocowany metalowy łeb barani. Setki silnych legionistów ze zgodnym śpiewnym okrzykiem: „Raz, dwa, trzy!” — naprężając muskuły obnażonych ramion, ciągnęły grube liny ze skręconych żył wołowych i zwolna rozkołysywały ogromny pień.
Nastąpiło pierwsze uderzenie z hukiem, podobnym do grzmotu.
Odgrzmiała ziemia, wstrząsnęły się mury. Zatem szły dalsze, coraz częstsze razy; wściekły taran, rozbujany z zajadłością i uporem tłukł w mury czołem metalowem. Trzasło wreszcie, zagruchotało — i cały bok muru zawalił się z łoskotem. Persowie pierzchnęli, wydając rozpaczliwe krzyki.
Błyszcząc hełmami śród tumanów pyłu, rozradowany i straszliwy jak bóg wojny, wpadł Julian do zdobytego miasta.
Przez dwa dni wojsko wypoczywało w chłodnym cieniu drzew, rozkoszując się kwaskowatym płynem w rodzaju wina z palmowego soku i aromatycznymi daktylami babilońskimi, barwy i przezroczystości bursztynu.