Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na środku dziedzińca wznosił się posąg Apollina Pityjskiego z łukiem w ręku i kołczanem na ramieniu.
U stóp posągu siadła zmarszczona poczwara, ni to dziecko, ni starzec. Oplótłszy rękoma kolana i podbródek na nich oparłszy, kołysała się to na prawo to na lewo, i bezmyślnie wyśpiewywała ciągle tę samą żałosną zwrotkę:
— Jezu Chryste, Synu Boży! zmiłuj się nad nami grzesznymi
Zjawił się wreszcie dozorca główny, Markus Auzoniusz, blady i drżący.
— Najuczeńszy i najmiłosierniejszy cesarzu, racz wejść do mego mieszkania!.. Tutaj powietrze niezdrowe... Przy tem są choroby zaraźliwe... W pobliżu oddział trędowatych...
— Nic nie szkodzi, nie obawiam się. Ty jesteś głównym dozorcą?
Auzoniusz skłonił się nizko, powstrzymując oddech, by nie wciągać zatrutego powietrza.
— Czy rozdają codziennie chleb i wino?
— Tak jest, wedle rozkazu twego, boski Auguście...
— Jak tu brudno!
— To galilejczycy. Dla nich myć się jest grzechem. Niepodobna ich zmusić do kąpieli.
— Każ podać księgi rachunkowe — rozkazał Julian.
Dozorca padł na kolana i przez długą chwilę nie mógł słowa przemówić. Wreszcie wyjąkał:
— Panie, wszystko w porządku... Ale... stało się nieszczęście.. Księgi spłonęły...
Cesarz spochmurniał.
W tej chwili rozległy się okrzyki śród tłumu chorych.
— Cud, cud!.. Patrzcie!.. Paralityk wstaje!..
Julian odwrócił się i ujrzał człowieka wysokiego wzrostu, z obłąkaną z radości twarzą, który wyciągając ku nie-