Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W samej rzeczy spuszczano przed cesarzem starożytną chorągiew wojenną, jedną z tych, które Konstantyn Apostolski poświęcał.
Z losu wyszedł żołnierz kowal z okropnemi szczypcami i kociołkiem, w którym był ołów roztopiony. Wszystko widocznie było przygotowane naprzód w jakimś nieznanym celu.
Cesarz, blady pomimo czerwonych odblasków purpury i słońca, zerwał z drzewca labarum krzyż złoty i monogram, wysadzany drogimi kamieniami. Żołnierze wstrzymywali oddech w piersiach. Posypały się perły, szmaragdy i rubiny, a cienki filigranowy krzyż, wciskany w wilgotną ziemię, zgiął się pod stopą cesarza rzymskiego.
Maksym wydostał ze wspaniałej szkatułki zawinięty w błękitne jedwabne giezła srebny posążek boga Słońca, Mitry-Heltosa. Zbliżył się kowal, powyciągał wykrzywione sztyfciki z drzewca labarum i w kilka chwil przylutował do niego bożyszcze.
Nim wojsko zdołało ochłonąć z przerażenia, święty sztandar Konstantyna wzbił się nad głową cesarza, przyozdobiony posążkiem Apollina.
Pewien stary wojownik, pobożny chrześcijanin, odwrócił głowę i zakrył oczy, by nie patrzeć na takie bezeceństwo.
— To świętokradztwo! — wyjąkał pobladły.
— Biada nam, biada! — jęknął drugi. — Szatan skusił cesarza.
Julian ukląkł przed sztandarem i, wyciągając ręce ku statuetce srebrnej, zawołał:
— Chwała Słońcu niezwyciężonemu, władcy wszystkich bogów! Odtąd August czci wiecznego Heliosa, Boga światła, Boga rozsądku, Boga radości i piękna olimpijskiego!