Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się w edykcie mianował „nasza wiekuistość” (nostra aeternitas) — na datę jednak nie zwrócił uwagi.
Gdy spostrzegł zawieszoną n pergaminu na złoconych taśmach znaną sobie wielką pieczęć cesarską z ciemnozielonego wosku, pociemniało mu w oczach, i uczuł, że kolana chwieją się pod nim.
— Wybacz... to pomyłka...
— A, nikczemnicy! Precz stąd natychmiast! Tak napaść, i to po pijanemu! O wszystkiem dowie się cesarz! — krzyczał Mardoniusz, wyrywając pośpiesznie dekret z drżących rąk Skudilla.
— Nie gub mnie!... Wszyscyśmy bracia, wszyscy grzesznicy!.. Zaklinam cię w imię Chrystusa!..
— Wiem ja wszystko, co wyprawiacie w imieniu Chrystusa! nicponie! Wynoście się natychmiast!
Biedny trybun dał rozkaz odwrotu. Mardoniusz nanowo wnet pochwycił oręż i stanął w klasycznej pozie starożytnego wojownika. Pijany centuryon uparcie wyrywał się ku niemu, krzycząc:
— Puśćcie mnie! Niech go przekłóję! Chcę zobaczyć, jak pęknie — stary pęcherz!
Musiano go uprowadzić pod ręce.
Gdy odgłosy kroków umilkły, Mardoniusz, przekonawszy się, że wszelkie niebezpieczeństwo minęło, począł się śmiać śmiechem rozgłośnym, który wstrząsnął całem jego niedołężnem, niewieściem ciałem. Zapomniawszy o powadze i godności nauczycielskiej, starzec w nocnej tunice skakał na swych słabych i gołych nogach, wykrzykując radośnie:
— Dzieci moje, dzieci! Chwała Hermesowi!.. Tośmy ich w pole wywiedli!.. Edykt odwołany już trzy lata temu! O, głupcy, głupcy!..