Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie obawiaj się, powiedz. Czy sądzisz, że w czemkolwiek osobliwie zawiniłem przeciwko Bogu?
Zajrzał jej w oczy. Odpowiedziała cichutko:
— Osobliwie? O tak, sądzę... Nie gniewaj się...
— Byłem tego pewien! A więc, mów! Będę żałował za swój grzech...
Jeszcze ciszej, ale surowym tonem odpowiedziała Helena:
— Nie śmiej się! Ja odpowiem za duszę twą przed Bogiem.
— Ty!... za moją!
— Zali nie jesteśmy połączeni na zawsze?
— Czem?
— Sakramentem małżeństwa.
— Małżeństwem religijnem? Ależ do tej chwili jeszcze jesteśmy obcy względem siebie, Heleno!
— Obawiam się o duszę twoją, Julianie! — powtórzyła, utkwiwszy w nim spojrzenie niewinnych swych oczu.
Położył jej dłoń na ramieniu i patrzał drwiąco w twarz bladą, wycieńczoną postami, z której wiał chłód dziewiczości. Jednak na twarzy tej dziwnie odbijały prześliczne drobne wargi różowe, wpół otwarte z wyrazem badawczej trwogi.
Julian nachylił się ku niej, i nim spostrzegła, pocałował ją w usta.
Odskoczyła i rzuciła się w kąt przeciwległy izby, kryjąc twarz w dłoniach. Potem, zwolna opuściwszy ręce, spojrzała na Juliana oczyma obłąkanemi z przerażenia, przeżegnała pośpiesznie siebie i jego, szepcąc:
— Precz, precz ode mnie, duchu nieczysty... Znam cię!.. Tyś nie Julian, jeno szatan... W imię Przenajświętszego Krzyża zaklinam cię... przepadnij!