Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I cichym, natchnionym głosem deklamować zaczął:

Multa tuae, Sparte, miramur jura palestrae.
Sed mage virginei tot bona gymnasii,
Quod non infames exerceret corpore ludos,
Inter lacutantes nuda puella viros!

„Sparto! Wiele praw twojej palestry, zachwyca nas ale przedewszystkiem te doskonałe gimnazya dziewczęca, gdzie śród zapaśników mężów nagie dziewoje bez hańby sprawiały igrzyska.”
— Kto to? — zapytał Julian.
— Nie wiem, nie starałem się dowiedzieć...
— To dobrze. Zamilcz.
I począł chciwie wpatrywać się w ciskającą dyskos, bez zawstydzenia, czując, że rumienić się byłoby niegodnem filozofa.
Ona zaś odstąpiła parę kroków, nachyliła się, wystawiając naprzód lewą nóżkę, wysunęła w tył prawą rękę z dyskiem i silnym rzutem całego ciała cisnęła krążek metalowy tak wysoko, że zamigotał we wschodzącem słońcu i opadając uderzył o podnóże najdalszej kolumny. Julianowi się zdało, że patrzy na starożytny posąg Fidyasza.
— To był najlepszy rzut — ozwła się dziewczyna dwunastoletnia w błyszczącej tunice, stojąca w pobliżu kolumny.
— Podaj mi dyskos, Myrro! — odpowiedziała grająca. Zobaczysz, że potrafię rzucić jeszcze wyżej. Odsuń się, Meroe, żebym cię nie zraniła, jak Apollo Hiacynta...
Meroe, stara niewolnica, Egipcyanka, jak można było sądzić z jej szat różnobarwnych i smagłej twarzy, przygotowywała w amforach alabastrowych wonność do kąpieli. Julian pojął, że głuchoniemy i wóz z parą białych koni należeć musiał do tych dwóch zwolenniczek gier lakońskich.